niedziela, 3 marca 2019

Kapryśna Kantabria Gaudiego


     Gdy myślimy o Antonio Gaudim, od razu widzimy oczami wyobraźni Barcelonę i jej fantastyczne zabytki. To właśnie tam powstały najznamienitsze dzieła mistrza, poza Katalonią jest tylko kilka miejsc, w których możemy odnaleźć budowle tego słynnego architekta. Jedną z nich jest „Kaprys" ("El Capricho"), pałac położony w Kantabrii, w malutkim miasteczku Comillas. Pałac został wybudowany w latach 1883-1885, a jego wyjątkowość na pewno wynika z bogactwa azulejos, czyli wykorzystania kolorowych płytek ceramicznych. Ten styl neomauretański to swego rodzaju nawiązanie do sztuki islamskiej, co najbardziej uwidacznia się w dobudowanym do pałacu minarecie. Budynek rzeczywiście był zachcianką, którą Gaudi zrealizował dla bogatego prawnika Máximo Diaza de Quijano. Jednym z jego kaprysów było poproszenie mistrza o nawiązanie do jego ulubionych dziedzin czyli muzyki i przyrody. Dlatego właśnie Gaudi umieścił na witrażach wizerunki zwierząt grających na różnych instrumentach - ważkę na gitarze oraz słowika na pianinie. Prawdopodobnie także z tego powodu budynek nazwano „Kaprys", co odwołuje się bezpośrednio do gatunku utworu muzycznego o tej samej nazwie. Nawiązaniem do natury jest z pewnością kolumnowe wejście zdobione płaskorzeźbami przedstawiającymi ptaki oraz motyw słoneczników na płytkach. Niestety właściciel długo nie nacieszył się swoją letnią rezydencją, ponieważ zmarł kilka miesięcy po powstaniu budynku, a willę przejęła jego siostra. Podczas Wojny Domowej budynek opustoszał, następnie został sprzedany. W 1989 otwarto w willi restaurację “El Capricho de Gaudi”, która w 1992 roku została sprzedana japońskiej firmie Mido Development. Niestety restauracja nie przetrwała hiszpańskiego kryzysu ekonomicznego i została zamknięta. W 2010 roku „Kaprys" przekształcono w muzeum, które można zwiedzić za jedyne 5 euro. Nie ma wątpliwości, że chętnych, aby zobaczyć to jedno z pierwszych dzieł młodego Antonio Gaudiego, nie brakuje.






poniedziałek, 23 maja 2016

Lagunas de Ruidera czyli wodny świat w suchym sercu Hiszpanii


                  Chorwacja ma słynne Plitvickie Jeziora, a hiszpański region Kastylia-La Mancha (Castilla-La Mancha) skupisko małych jezior zwanych Lagunas de Ruidera. Nazwa ta pochodzi od słowa el ruido oznaczającego hałas. Charakterystyczny, przyjemny szum w pobliżu jezior, jest cały czas obecny dzięki głośnym uderzeniom kaskad wody. Kiedy warto tam jechać? Najlepiej wczesną wiosną, kiedy wody jest bardzo dużo, a zbiorniki wodne wypełnione są po brzegi. Jeśli akurat podczas majówki przebywacie w centrum Półwyspu i skarżycie się na brak dostępu do morza, zawsze możecie pocieszyć się krótkim wypadem nad lagunę. W tej czystej wodzie można się kąpać, więc pamiętajcie o zabraniu stroju kąpielowego. 

Kaskady tu, kaskady tam...



W okolicy istnieje możliwość wynajmu kajaków


Jeziora mają około 15 metrów głębokości, co jest zależne oczywiście od pory roku


Naturalnie turkusowy kolor jezior sprawi, że photoshop nie będzie wam potrzebny ;)


Temperatura wody trochę majowa, ale za to tłumów brak


Obszar chroniony, w końcu jesteśmy na terenie Parku Naturalnego.

Będąc w okolicach Laguny, która ciągnie się przez jakieś 30 kilometrów, warto zobaczyć także ruiny zamku Castillo de Peñarroya. Tak naprawdę, pojawił się on na naszej drodze trochę przypadkiem, ale w podróży najbardziej doceniamy właśnie te momenty, gdy jadąc autem nagle wyrasta na trasie coś interesującego, co zmusza nas do natychmiastowej zmiany planów i obowiązkowego postoju. Czasem okazuje się nawet, że to przypadkowe miejsce jest ładniejsze od tego, do którego właśnie zmierzaliśmy. Lubimy mieć przygotowany plan podróży, ale prawda jest taka, że zwiedzając nie da się wszystkiego do końca zaplanować i chyba nawet nie warto... W końcu to nieprzewidywalność czyni podróż niezapomnianą.





Twierdza pochodzi z czasów muzułmańskich, ale w XII wieku przeszła w ręce Chrześcijan, od XIV wieku należała już do zakonu Świętego Jana.



zapora znajdująca się zaraz przy zamku





To krótkie przywitanie z jeziorami Ruidery rozbudza apetyt podróżniczy na dalsze odkrywanie ojczyzny Don Kichota czyli regionu La Manchy. Jeszcze tyle do zobaczenia przed nami, a tak mało czasu.....


wtorek, 25 sierpnia 2015

ANDALUZJA czyli uroki gorącego południa Hiszpanii: część trzecia - Granada



       Kiedy zastanawiamy się co dobrego Granada ma nam do zaoferowania poza Alhambrą, to do głowy przychodzi mi jeszcze mnóstwo rzeczy. Jedną z nich są oczywiście pyszne przekąski zwane tapas. Fenomenem jest to, że w Granadzie są one darmowe (!!!) i zazwyczaj większe niż w innych częściach półwyspu. Wystarczy, że zamówicie napój alkoholowy (piwo, wino) a dostaniecie do tego małą porcję jedzenia podaną na ciepło lub zimno. I nie chodzi tu tylko o nędzny talerzyk oliwek, ale na przykład o różnego rodzaju kanapeczki, sałatki, ziemniaczki czy inne lokalne pyszności. Przy każdym następnym zamówionym napoju, dostaniecie kolejną przekąskę.... Jeśli więc w upalny dzień skusicie się na 2 zimne piwa, to na pewno nie zostaniecie przy tym głodni ;) Miejsc z "tapasami" jest w Granadzie całe mnóstwo, my totalnie wygłodniali, wylądowaliśmy w fajnym barze, którego nazwy nie przytoczę, aby nie robić reklamy. Ale do każdego napoju dostaliśmy tyyyyyyyyle smakołyków, że chylę czoła temu, kto spróbowałby zamówić tu więcej niż dwa napoje..... i bynajmniej nie o to chodzi, że nie dałoby się tego wypić, po prostu mało kto byłby w stanie pochłonąć taką ilość jedzenia.

Kiedy brzuchy już pełne, czas na zwiedzanie. Co warto zobaczyć gdy zwiedzanie Alhambry mamy za sobą, a zdecydowaliśmy się zostać jeden dzień dłużej? Na liście Top Ten zdecydowanie powinna pojawić się Katedra (Catedral Santa María de la Encarnación), genialne połączenie gotyku i renesansu. Z zewnątrz może nie robi niesamowitego wrażenia, ale trzeba wejść do środka. Zainteresowani historią kraju będą chcieli zobaczyć 500 - letnie grobowce Izabeli i Ferdynanda czyli słynnych Królów Katolickich oraz ich córki Joanny Szalonej i jej męża Filipa Pięknego. To miejsce jest prawie tak ważne znaczeniowo dla Hiszpanii, jak dla Polski krypta na Wawelu. Ponadto w środku do zobaczenia jest między innymi korona królowej Izabeli i miecz Ferdynanda. Zdjęcia nawet odrobinę nie są w stanie oddać majestatu wnętrza kościoła, gry świateł i bogactwa zdobień ołtarza, ale jeśli zdecydujecie się odwiedzić jej wnętrze, obiecuję, że nie będziecie rozczarowani.

Fasada Katedry wciśnięta między budynki

Ponad 40 - metrowe białe kolumny nadają surowego charakteru katedrze.
































Jeśli najdzie was ochota na spacer po centrum, to naprawdę nie sposób oprzeć się wszystkim sklepikom z pamiątkami wciśniętymi w wąskie uliczki miasta. Między typowymi kiczowatymi podarkami można znaleźć prawdziwe perełki - jedwabne tkaniny, wzorzyste suknie, rękodzieło oraz aromatyczne przyprawy warte są tego, by dać się namówić na drobne zakupy. Szczególny jest przede wszystkim targ Alcaicería, zachwycający nie tylko sprzedawanym towarem, ale również architekturą muzułmańską.








Może nie każdy jest wielkim fanem zwiedzania świątyń, ale moim zdaniem poza Katedrą jest jeszcze kilka sakralnych miejsc w Granadzie, które warto odwiedzić. My udaliśmy się akurat tam, gdzie nie spotkacie tłumów, do pełnego spokoju, cienia i drzewek pomarańczowych Klasztoru św. Hieronima (Monasterio de San Jerónimo). 










W środku nie da się nie zauważyć manierystycznego ołtarza, który powala ilością zdobień i złota, prezentując sceny z życia Chrystusa.


Na mnie największe wrażenie zrobiły krużganki. Nie wiem czy dlatego, że nie było tam żywej duszy i mogłam być sama z własnymi myślami, czy może z powodu przyjemnego chłodu murów i dźwięków muzyki unoszących się między zielenią ogrodu. Gdy ktoś ma szczęście, trafi na próbę chóru zakonnic klasztornych, których głosy niosące się echem między murami kościoła pozwalają przenieść się na chwilę w zupełnie inną rzeczywistość.



Obowiązkowym punktem programu jest spacer po wspaniałej dzielnicy Albaicín, znanej z białych, wąskich i krętych uliczek, pamiętających czasy panowania muzułmańskiego. Najbardziej popularne miejsce dzielnicy to oczywiście wspomniany w poprzednim poście punkt widokowy Mirador de San Nicolas, z którego rozpościera się piękny widok na Alhambrę.






                   
Po dniu pełnym wrażeń, odpoczywając przy talerzu pełnym tapas, zdajemy sobie sprawę, że w Granadzie zachody słońca są tak malownicze, że aż nie chce się wyjeżdżać...



niedziela, 31 maja 2015

ANDALUZJA czyli uroki gorącego południa Hiszpanii: część druga - Alhambra



          Kilka słów postanowiłam poświęcić miejscu niezwykłemu, na które koniecznie trzeba przeznaczyć przynajmniej jeden cały dzień. Jest to wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, perełka arabskiego budownictwa w Europie, czyli kompleks pałacowy i ogrody Alhambra w Granadzie (Alhambra de Granada). Nie ma w ogóle możliwości, żeby będąc w Andaluzji pominąć to wyjątkowe miejsce. Prawidłowa nazwa miasta w języku polskim to Grenada, a nie Granada, bo nazwa ta przyszła do nas z Francji, ale ja całkowicie bojkotuje to spolszczenie. Skoro w Hiszpanii mówi się Granada i pochodzi to od owocu granatu, to absolutnie nie widzę powodu mówienia Grenada. No chyba, że zaczniemy używać też słowa grenat ;)

Samo miasto Granada jest tak interesujące, że pozwolę sobie podzielić wpis na dwie części. Dziś przeczytacie o Alhambrze, a następnym razem opiszę resztę atrakcji Granady, którą również warto zobaczyć. Jako, że Alhambra jest naprawdę tłumnie odwiedzanym zabytkiem, a liczba osób, które mogą ją odwiedzić danego dnia jest limitowana (około 7000), polecam kupić bilety online  i to z dużym wyprzedzeniem. Z tego co pamiętam my zaopatrzyliśmy się w bilety na tej stronie. Kiedyś nie było niestety możliwości zakupu online i pamiętam jak stałam ze znajomymi w kolejce od 5 rano, żeby załapać się na kupno biletów w kasie, którą otwierali o 8. A i tak byliśmy przerażeni, czy nie przyszliśmy za późno i czy nie zabraknie dla nas wejściówek. Aby dostać się do środka w sezonie, trzeba było stoczyć prawdziwą bitwę. Turyści koczujący na kocach przed wejściem z własnymi kanapkami, czekający na wschód słońca, chcący policzyć liczbę wszystkich czekających i oszacować czy się danego dnia załapią.... Teraz jest więcej udogodnień dla zwiedzających, na przykład aby zmniejszyć trochę okropnie długie kolejki, bilety można nabyć nawet w automatach na miejscu. 

Alhambra powstała w XIII wieku, a jej nazwa po arabsku oznacza "czerwona wieża" i rzeczywiście gdy promienie słońca oświetlą twierdzę, widać na jej murach różne odcienie czerwieni. Król mauretański dosłownie płakał jak oddawał twierdzę w ręce Królów Katolickich w 1492 roku. Nie dość, że po 700 latach muzułmanie stracili panowanie w Granadzie i zostali wygnani to jeszcze nigdy tam nie powrócili. Całe szczęście, że chrześcijanom nie przyszło wtedy do głowy, aby twierdzę zburzyć....byli podobno tak oszołomieni jej wnętrzem i przepychem, że nie mieli odwagi niczego zniszczyć. Dzięki temu możemy się dziś cieszyć najlepiej zachowaną muzułmańską twierdzą w Europie. Z zewnątrz Alhambra wygląda ot jak typowy zamek, ale uwierzcie mi, to co zobaczycie w środku, na pewno was zachwyci.


Kompleks pałacowy możemy zwiedzać chodząc różnymi trasami, my wybraliśmy ścieżkę przebiegającą w następującej kolejności: Ogrody Generalife, dobudowany po latach Pałac Karola V (Palacio de Carlos V), Alcazaba czyli fort i Pałace Nazaryjskie (Palacios Nazaríes). Pamiętajcie tylko, że wejście do Pałacu Nasrydów będzie ustalone na konkretną godzinę wypisaną na bilecie, nie można tam wejść kiedy przyjdzie wam na to ochota, dlatego zależnie od tej godziny zaplanujcie oglądanie pozostałej części Alhambry. My zaczęliśmy zwiedzanie od najbardziej zielonej części czyli Ogrodów Generalife (co po arabsku znaczy Ogród Rajskich Rozkoszy). Dotarliśmy do ogrodów w południe, więc staraliśmy się chować w cieniu drzew przed lipcowym andaluzyjskim słońcem, a nie było wcale łatwo... Dawniej ogrody były miejscem rozrywki i odpoczynku władców, którzy uciekali tam od codziennych trosk.


Dziedziniec Kanału (Patio de la Acequia)

Ogród Sułtanki (Patio de los Cipreses)

Ogród Sułtanki (Patio de los Cipreses)







W poszukiwaniu cienia...                                                                                                        Fotkę zrobiła nam Ewcia Górniak :)




Miło jest zgubić się w takim labiryncie


Dzięki położeniu na wzgórzu i obwarowaniu murem Alhambra pozwalała na obserwacje całej Granady i obronę przed atakami wrogów.


Łaźnie arabskie
Pałac Carlosa V (Palacio de Carlos V) robi wrażenie ze względu na duże, okrągłe patio z rzędami kolumn. Ten renesansowy pałac zaprojektowany zresztą przez Pedro Machuca, ucznia Michała Anioła, może robiłby większe wrażenie, gdyby nie zbudowano go w Alhambrze. Pośród architektury mauretańskiej wygląda dość zabawnie, zdaje się kompletnie nie pasować stylem do tego miejsca, nie można nie zauważyć, że jest po prostu z zupełnie innej bajki.




Z fortecy Alcazaba, która jest najstarszą częścią Alhambry roztacza się wspaniały widok na miasto. Wystarczy tylko wspiąć się na 27- metrową Wieżę Czuwania Torre de la Vela. Dawniej z wieży strażniczej Alcazaby obserwowano czy nie nadchodzą przypadkiem wrogowie, a także kierowano nawadnianiem okolicy. Co prawda temperatura nie ułatwia wchodzenia na górę, ale dla takiej panoramy warto się wysilić:) 

Widok na miasto


Ruiny Alcazaby









Pałace Nasrydów (Los Palacios Nasrides) są najbardziej interesującą częścią Alhambry. Orientalny charakter sal, patio i korytarzy jest widoczny w każdym fragmencie budowli, a atmosfera tego miejsca sprawia, że czujemy się jak w krajach arabskich, a nie w Europie. Przepiękne kolorowe mozaiki azulejos, ażurowe balkony czy arabeski dają wrażenie przepychu i bogactwa. Nie będę opisywać każdego z pomieszczeń, bo jest ich naprawdę sporo i mija się to z celem, ale opiszę chociaż te bliskie mojemu sercu. Na pewno zachwyca Dziedziniec Mirtów (Patio de los Arrayanes), połączenie orientalnej architektury, wody oraz zieleni pozwala doświadczyć uczucia spokoju i harmonii, mimo niemałej ilości ludzi zwiedzających to miejsce. Można po prostu usiąść na ciepłej posadzce i wpatrywać się w budowlę odbijającą się w zielonkawej tafli wody.


Dziedziniec Mirtowy (Patio de los Arrayanes). Nazwa patio pochodzi od zielonych, przyciętych krzaków mirtowych znajdujących się wzdłuż basenu.

Bez wątpienia Dziedziniec Lwów (Patio de los Leones) jest jednym z najpiękniejszych i moim ulubionym miejscem w całym obiekcie oraz swoistą wizytówką Alhambry. To najchętniej fotografowane patio pałacu, a zdjęcia z tego miejsca widnieją na wszystkich pocztówkach. Spędziliśmy tam z dobre pół godziny wpatrując się w ściany wyglądające jak gdyby były utkane. Patio dla muzułmanów miało być symbolem raju. Niestety słynna fontanna 12 lwów, z których pysków na 4 strony świata tryska woda życia, była w trakcie remontu. Podobno już ją odnowili i można wreszcie obejrzeć taniec wody pośród promieni słońca.



Arabeski z bliska czyli złudzenie "haftowanych ścian"




W Sali Abencerragów (Sala de los Abencerrajes) znajduje się wspaniałe sklepienie stalaktytowe w kształcie gwiazdy



Sala Dwóch Sióstr (Sala de las Dos Hermanas) nazwana tak z powodu dwóch jednakowych płyt marmurowych w podłodze
Sala Dwóch Sióstr (Sala de las Dos Hermanas
Przy Pałacu Nasrydów znajduję się też Palacio del Partal ze słynną Wieżą Dam (Torre de las Damas) uchodzący za najstarszą część pałacową Alhambry. Ciekawostką jest to, że drewniany sufit Wieży Kobiet został zdemontowany przez ostatniego właściciela budynku i można go oglądać w Muzeum Sztuki Islamskiej w Berlinie. Zachwyca spacer między podcieniami budynku i pobliskimi zielonymi ogrodowymi alejkami.





Zakochanym w Alhambrze koniecznie proponuję jej widok o zachodzie słońca z dzielnicy wąskich uliczek Albaícin. Zresztą Granada pojawi się także w następnym poście...

Widok na Alhambrę i szczyty Sierra Nevada z punktu widokowego San Nicolas