czwartek, 26 lutego 2015

Barcelona po raz pierwszy

Tekst o Barcelonie (jako o typowej destynacji większości naszych rodaków) miał powstać jako jeden z ostatnich, ale moja przyjaciółka, wybiera się tam w marcu i potrzebowała inspiracji, tym samym nie zostawiła mi wyboru jak opublikować go trochę wcześniej;) Mimo, że stolica Katalonii to "oklepany" kierunek, gdzie turyści wylewają się wręcz z każdego zakamarka, nie ma dwóch zdań, tam trzeba po prostu pojechać! Wielbiciele architektury, poczują się jak w sklepie z zabawkami, gdyż zachwycających kościołów, parków, kamienic, ba! nawet całych ulic, jest tam od groma. Na ten czas Gaudi stanie się waszym wiernym kompanem i co tu dużo mówić......pokochacie go! Jeśli zastanawiacie się kiedy jechać do Barcelony to najlepiej oczywiście poza sezonem, bo z Barceloną jest jak z Rzymem, tam zawsze są tłumy! Jednak poza lipcem i sierpniem unikniecie stania w wielogodzinnych kolejkach, no i upały też będą mniejsze. 

Na koniec jeszcze jedna ważna informacja - jeśli znacie hiszpański, to pamiętajcie, że w Barcelonie mówi się też po katalońsku i wiele napisów jest głównie w tym języku. Pamiętam jak będąc studentką spędzałam tam wakacje i chciałam sobie trochę dorobić, więc postanowiłam poszukać pracy w jakiejś miłej knajpce. Chodziłam z moim CV od restauracji do restauracji, ale nikt nawet nie rozważał czy mnie przyjąć, bo angielski i hiszpański nie wystarczały. Najczęściej padało pytanie - a mówisz po katalońsku? Kiedy odpowiadałam przecząco, rozmowa się kończyła i nawet blond włosy nie pomagały ;) Dziwiło mnie to głównie dlatego, że osoby te (nie mówiące zresztą w żadnym obcym języku ;), były niezmiernie zaskoczone, że znam angielski, hiszpański, trochę francuski, a NIE MÓWIĘ PO KATALOŃSKU???? ;) Zaintrygowało mnie również to, że czasem złośliwie odnoszono się do moich pytań po hiszpańsku, na które odpowiadano po katalońsku, wiedząc, że nie zrozumiem ani słowa. Całe szczęście nie było takich sytuacji zbyt dużo:)

Nie wiem czy słyszeliście, ale jest też jedna rzecz, która łączy nas z Katalończykami. Mianowicie reszta kraju nazywa ich "polacos" czyli Polacy. No i tu jest bardzo wiele hipotez dlaczego tak się dzieje, co osoba to inna teoria na ten temat ;) Mój kolega Hiszpan twierdzi, że to z powodu "dziwnego języka, którym mówią,  do niczego niepodobnego, a którego reszta kraju w ogóle nie rozumie" ;) Jest też i inna trochę bardziej prawdopodobna teoria związana ze słynną bitwą pod Somosierrą, gdzie wojska napoleońskie wspierali Polacy. Nasz szwadron pomógł Napoleonowi pokonać Hiszpanów, a Hiszpanie zapamiętali nas jako inaczej wyglądających Francuzów, mówiących innym językiem, przywiązanych do religii i niezbyt okrutnych, a wszystko to, analogicznie, kojarzyło im się właśnie z Katalończykami. No i tak zostało.

Po stolicy Katalonii najlepiej poruszać się metrem, działa ono bardzo sprawnie, dojedziecie szybko w większość miejsc i można kupić tańszy bilet na 10 przejazdów. Te najbardziej znane zabytki znajdują się w centrum, zaufajcie więc swoim nogom przemieszczając się od jednego do drugiego. Nie wiecie od czego zacząć zwiedzanie Barcelony? Odpowiedź jest tylko jedna  - od najsłynniejszego kościoła w mieście Sagrada Familia (Bazyliki Świętej Rodziny) dzieła modernisty Antonio Gaudiego. Nastawcie się na czekanie po bilety, ciężko będzie uniknąć kolejek, bo tam chce wejść absolutnie każdy turysta odwiedzający to miasto. No chyba, że będziecie sprytni (polecam!) i kupicie bilety z wyprzedzeniem online :)

Sama Sagrada jest po prostu zjawiskowa, z zewnątrz wygląda jak gdyby była utkana, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy podczas mojej pierwszej wycieczki do Hiszpanii, aż zaniemówiłam. Wielka szkoda, że architekt zginął potrącony przez tramwaj, nie mogąc dokończyć dzieła. Budowa cały czas trwa, ale czy jej ostateczna wersja rzeczywiście będzie przypominać to, co zrobiłby z nią geniusz Gaudi? W końcu artysta nie tworzył dokładnych schematów budowy, rysował szkice, które zmieniały się wraz z jego nowymi pomysłami. Nawet mieszkał przez jakiś czas na placu budowy, aby każdego dnia inspirować się oraz doglądać dzieła życia. Gaudi został pochowany w krypcie wewnątrz kościoła, no bo przecież gdzie indziej mógłby spoczywać człowiek, który poświęcił 40 lat pracy na stworzenie jednej z najciekawszych świątyń na świecie? Zakończenie prac planuje się na rok 2026, kiedy to przypada setna rocznica śmierci artysty.

Fasada Narodzenia z formami roślin i zwierząt wykutymi w kamieniu są poświęcone dzieciństwu  Jezusa.






























Kościół można też zwiedzić w środku, zdjęcia niestety nie są aktualne, sprzed prawie 10 lat, teraz pewnie budowa bardzo posunęła się do przodu. Jeśli się przyjrzymy, zauważymy, że architekt inspirował się kształtami natury, na przykład wewnętrzne kolumny mają przypominać drzewa.





Gaudi zdążył zaprojektować Fasadę Męki Pańskiej, ale jej budowa rozpoczęła się kilkanaście lat po jego śmierci. Jej styl jest zupełnie inny niż Fasady Narodzenia. Ostre, przenikliwe kształty, proste formy i nagie figury przywołują sceny męki Chrystusa. 



Ukończony kościół będzie miał 18 wież, symbolicznie, bo po 12 dla każdego apostoła, 4 dla ewangelistów, 1 dla Matki Boskiej i 1 najwyższą dla Jezusa.




400 krętych schodów lub winda, aby dostać się na wieżę i zobaczyć miasto z góry. 

Niesamowite widoki z wieży prezentują panoramę centrum Barcelony





























Kiedy nasyciliśmy się już Sagradą, postanowiliśmy iść za ciosem i kontynuować dzień pod znakiem Gaudiego. Zastanawialiśmy się, który dom zaprojektowany przez mistrza odwiedzić najpierw - Casa Batlló czy Casa Mila. Jak zobaczyliśmy ceny to nasze studenckie oczy mocno zdębiały i stwierdziliśmy, że trzeba coś wybrać. Wszyscy zgodnie mówili nam, że trzeba obejrzeć wnętrze secesyjnej Casa Mila (zwanej też La Pedrera), więc dołączyliśmy grzecznie do kolejki oczekujących. Po godzinie czekania udało nam się dopchać po bilety (lepiej kupić online, ok 20 euro), no i trzeba stwierdzić, że wnętrze rekompensuje oczekiwanie. Gdy przyjrzymy się budynkowi od zewnątrz, to rzeczywiście nazwa La Pedrera (czyli Kamieniołom) nabiera sensu. Kamienny, falujący budynek z balkonami przypominającymi groty i oryginalnymi kominami wygląda całkiem bajkowo. Chociaż, gdy go budowano komentarze ówczesnych mieszkańców były bardzo negatywne, a nazwa Kamieniołom była używana głównie w pejoratywnym kontekście.


                                                                                                                                  zdjęcie zrobił Mariusz Szymański - dziękuję :) 



Makieta budynku 




Dom został zaprojektowany ponad 100 lat temu dla biznesmena Mila i jego żony, których mieszkanie metrażowo wynosiło aż 1300 metrów kwadratowych! Poza małżeństwem Mila było też około 15 innych lokatorów, dziś w kamienicy mieszka ich tylko 4. Budynek jak na owe czasy był super nowoczesny, podobno jako pierwszy w Barcelonie miał nawet parking podziemny. Mimo, że blok nie został ukończony z powodu kłótni Gaudiego z inwestorem (musiał nawet walczyć w sądzie o wynagrodzenie), to i tak wydaje się, że niczego mu nie brakuje. Klatka schodowa też wygląda imponująco.





Koniecznie musicie zobaczyć najciekawsze miejsce w całej kamienicy czyli dach budynku. Warto pospacerować między kominami, które swym kształtem przypominają między innymi hełmy wojowników. Z dachu można też zobaczyć panoramę miasta na czele z Sagradą Familią.









Po zwiedzeniu La Pedrery można zwiedzić jeszcze drugi równie słynny dom Gaudiego Casa Batlló, który jest niedaleko. Lecz jeśli macie już dość zwiedzania zawsze można też iść na plażę ;) Jeśli szkoda Wam kolejnych 20 euro na zwiedzanie wnętrza kamienicy, to warto ją chociaż zobaczyć z zewnątrz. Balustrady wyglądają jak szczęki gadów, a ceramika błękitno - zielona, nadaje budynkowi niepowtarzalnego charakteru.




 Kolumny wyglądają niczym kości, a w wielkich oknach odbija się życie miasta.





























Jeśli jednak na resztę popołudnia wybierzecie plażowanie, to nastawcie się na tłumy ludzi. Jeśli ktoś przyjechał do Barcelony tylko poplażować (są w ogóle tacy????) to będzie raczej rozczarowany. Plaża nie jest jakaś super szeroka czy wyjątkowa, o taka po prostu zwykła plaża miejska. Plusem są darmowe prysznice - wyobrażacie sobie darmowe prysznice na przykład na plaży w Mielnie? Kiedy to schodząc ze słońca, cali oblepieni piachem i solą morską moglibyśmy wziąć szybki prysznic przed założeniem ubrania? Jest podobno kilka większych nadmorskich miast w Polsce, które mają na przykład jeden prysznic na całą plażę.  Ech... może za kilka (naście?) lat będzie ich więcej...  Nie wiem czemu, ale przyszło mi milion rzeczy do głowy, które wandale w naszym kraju zrobiliby z takim prysznicem, od pomalowania go graffiti, po złodziejstwo wody, Śmigus Dyngus na plaży, po codzienne, regularne kąpiele, żeby zaoszczędzić na prysznicu w domu ;)

Wracając do Hiszpanii, kraju winem i piłką nożną płynącym, nasz drugi dzień wycieczki zdecydowaliśmy się zacząć na sportowo. Postanowiliśmy zobaczyć (bezpłatny :) Stadion Olimpijski, zbudowany na wzgórzu Montjuic, specjalnie na Igrzyska Olimpijskie w 1992. Obiekt mieści aż 55 tysięcy widzów. Całe wzgórze Montjuic jest dosyć spokojne, warto się po nim przejść, aby zobaczyć panoramę miasta i zaznać odrobiny spokoju.

































Na wzgórzu jest także dostępny bezpłatnie zamek (Castell de Montijuic), gdzie przetrzymywano więźniów politycznych. Znajdziemy tam także schrony przeciwlotnicze (Refugio 307) dla mieszkańców Barcelony i cmentarz.


Przy wejściu do zamku
Z twierdzy widać także przemysłową część portu






























Spośród licznych atrakcji i muzeów dostępnych w okolicy zdecydowaliśmy się zobaczyć także Poble Espanyol czyli wioskę hiszpańską, w której znajdziemy odtworzone naturalnej wielkości słynne budowle całej Hiszpanii. Więc jeśli nie mamy możliwości zwiedzenia całej Hiszpanii, to ta mieszanka stylów architektonicznych (ponad 100 obiektów) sprawi, że zdamy sobie sprawę jak bardzo różnorodny jest to kraj. Wystawa była przygotowana na Expo w 1929 roku.


Jak widzicie jest sweterek i parasol, bo w Barcelonie nie zawsze świeci słońce, wrzesień może być troszkę deszczowy ;)

Jeśli ktoś ma jeszcze siłę chodzić może także zwiedzić MNAC czyli Muzeum Sztuki Katalońskiej (Museu Nacional d'Art de Catalunya). Budynek nawet z zewnątrz wygląda imponująco.


Bardzo chcieliśmy spędzić miły wieczór i zobaczyć jedną z najsłynniejszych wieczornych atrakcji miasta. Dziś spektakl Magicznych Fontann pewnie nie zrobiłby na nas takiego wrażenia, bo od niedawna mamy dostępną, naszą narodową wersję we Wrocławiu (też całkiem ładną). Ale tych 10 lat temu było to dla nas nie lada widowisko. 





Kiedy słońce zachodzi widać pięknie podświetlone Wzgórze Tibidabo.
Jak widać ludzi jest sporo... Wraz światłami lecą przeboje muzyki klasycznej i rozrywkowej. Najbardziej lubię fragmenty zespołu Queen :)



Następnego dnia mieliśmy w planie odpoczynek w jednym z najpiękniejszych parków na świecie, dziele Gaudiego  - Parque Güell. Jeszcze do niedawna miejsce to było bezpłatne, a my mieszkaliśmy zaraz obok, więc swego czasu bywaliśmy tam codziennie (w końcu to park!!!). Ale jak wiemy jest kryzys i  trzeba na czymś zarobić, w końcu każdy turysta, chociaż ten jeden raz, będzie chciał wejść na teren parku, więc płaci te 7 euro. Park został zbudowany przez Gaudiego dla jego przyjaciela Eusebio Güella, przedsiębiorcy, który fascynował się angielskimi miastami - ogrodami. Według projektu miało tu powstać osiedle dla bogaczy, z parkiem i przestrzenią targową, ale niestety Gaudi nigdy nie ukończył budowy. 

Zaraz przy wejściu do parku naszą uwagę zwróciły pawilony, które przypominają wyglądem domki z piernika :)

Dach wygląda jak z lukru

Do najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych miejsc w parku zaliczamy Salę Stu Kolumn (wbrew nazwie kolumn jest tylko 86 ;) Pierwotnie miał być to targ. Świetna akustyka miejsca powoduje, że wielu muzyków gra tu na instrumentach. Warto się zatrzymać na chwilę, posłuchać, zrelaksować i docenić ich grę. 


Sala stu kolumn
Na suficie znajdują się elementy ceramiczne wskazujące pory roku oraz cykle księżyca.

Park jest dosyć daleko od centrum miasta, może też dlatego udało się sprzedać tylko dwie parcele pod domy dla bogaczy, a cały projekt nie cieszył się na początku zbytnią popularnością. Z tego powodu Gaudi musiał przerwać budowę, dopiero gdy zmarł, miasto odkupiło teren i udostępniło powierzchnię parku turystom. Symbolem parku stała się salamandra wykonana z mozaiki w stylu trecandis. Figurka jest bardzo oblegana, dziś nie ma turysty, który nie chciałby sobie zrobić z nią pamiątkowego zdjęcia.

Na placu - teatrze znajduje się najdłuższa ławka świata mierząca aż 110 metrów, ozdobiona podobno kawałkami butelek i ceramicznymi płytkami w różnorakich kolorach. Ławka okala plac, na którym często odbywają się przedstawienia i występy. Ma kształt falisty i mimo, że zazwyczaj siedzi na niej pełno ludzi, to zakręty powodują, że każdy siedzący może zaznać odrobiny prywatności. U Gaudiego nic się nie marnuje, specjalny system odprowadzający wodę transportuje ją do specjalnego zbiornika, aby potem móc ją ponownie wykorzystać do nawadniania innych części parku.

Ławka
plac - teatr
Na terenie całego parku możemy pospacerować między pochylonymi kolumnami, tworzącymi wiadukty, które dzięki naturalnemu kamieniowi przenoszą nas w bajkowy świat.





























Na zakończenie spaceru, jeśli macie ochotę jeszcze bardziej zaprzyjaźnić się z Gaudim, możecie zwiedzić jego różowy dom (Casa Gaudi), w którym mieszkał aż do czasu przeprowadzki na teren budowy Sagrady.


Po południu zdecydowaliśmy się kontynuować naszą przygodę z piłką nożną i zobaczyć słynny stadion Barcy Camp Nou. Kibice drużyny muszą być bardzo podekscytowani możliwością wejścia do szatni drużyny czy potrzymania pucharu Ligi Mistrzów. W muzeum obejrzeliśmy liczne trofea i pamiątki związane z klubem, a w loży prasowej poczuliśmy się jak komentatorzy. Nawet jeśli ktoś nie jest zagorzałym kibicem, to wielkość stadionu, może zrobić na nim wrażenie.





























Czwartego dnia wycieczki nadszedł czas na spacer po centrum Barcelony, zwiedzanie rozpoczęliśmy od Placu Katalońskiego kierując się w stronę Katedry św. Eulalii (znanej też pod nazwą La Seu). No i tu zaskoczenie, większość turystów błędnie myśli, że katedrą barcelońską jest Sagrada Familia :) Niestety fasada kościoła była cała w remoncie, udało nam się zobaczyć tylko jej wnętrze. Wewnątrz czekają na nas piękne krużganki, kaplice oraz staw z fontanną, w którym pływają gęsi. Symbolicznie powinno ich być 13, aby upamiętnić wiek patronki (Eulalia zginęła śmiercią męczeńską podczas prześladowań chrześcijan).





Wnętrze kościoła










Spacer po wąskich uliczkach starego miasta to obowiązkowy punkt programu. Najsłynniejszą ulicą Barcelony jest oczywiście la Rambla. Ten przeokropnie zatłoczony deptak, który jest rajem dla kieszonkowców, ma też swój niepowtarzalny klimat. Dziesiątki mimów, aktorów i artystów prezentują swoje umiejętności dając uliczne przedstawienia lub wystawiając na sprzedaż swoje dzieła. Po ulicy nie jesteśmy w stanie poruszać się szybko, co chwilę coś przykuwa naszą uwagę, przystajemy co kilka kroków, aby chłonąć urok tego miejsca. Przy ulicy znajduje się słynny targ La Boquería, więc jeśli chcemy kupić smaczne ryby, pyszne owoce, świeże soki czy słodycze, to polecamy się tam wybrać.




Gdzieś w połowie Rambli znajduje się także Plac Królewski (Plaza Real, po katalońsku Plaça Reial), miejsce spotkań i odpoczynku barcelończyków. Może pośród palm, fontanny oraz licznych knajpek pod arkadami, poszczęści się wam i traficie na jakiś koncert lub przedstawienie pod gołym niebem?































Kontynuując spacer miniecie 7 - metrowy pomnik Krzysztofa Kolumba, kierujcie się dalej w stronę Starego Portu (Port Vell). Dostęp do morza jest wielką zaletą Barcelony, fanatykom morskich klimatów polecam największe oceanarium w Europie L'Aquàrium lub po prostu odpoczynek w okolicach drewnianego molo w porcie (Rambla de Mar).

Port najpiękniej wygląda nocą.





























Można też zobaczyć okoliczne Muzeum Morskie (Museu Marítim), które naprawdę robi wrażenie nawet na kimś, kto łodziami, jachtami i statkami różnej maści interesuje się raczej średnio ;) Największa atrakcja to wierna kopia Galery Królewskiej z XVI wieku, która służyła jako okręt podczas bitwy pod Lepanto. Na łódź można wejść, zajrzeć w każdy kąt i zrobić zdjęcia.


Spójrzcie na łukowate wnętrze budynku, w którym stoją łodzie, to zabytkowe stocznie królewskie z XIII wieku.




























Późnym popołudniem, gdy już opadniecie z sił i będziecie mieli ochotę na odpoczynek od tłumów i zgiełku miasta proponuję relaks w pobliskim parku Parc de la Ciutadella, jednym z najsłynniejszych i najstarszych w Barcelonie. Można pospacerować, wynająć łódeczkę i popływać lub po prostu schować się gdzieś w cieniu ciesząc oczy zielenią. Jeśli jesteśmy z dziećmi proponuję odwiedzić także pobliskie zoo.































Ostatniego dnia  warto wybrać się w miejsce położone dalej od centrum czyli na wzgórze Tibidabo. Na szczyt można wjechać zabytkową kolejką, skąd roztaczają się niesamowite widoki. Widać nawet słynny biurowiec Torre Agbar, który ma kształt........cygara ;) A tak serio, to podobno sam architekt budynku Jean Nouvel twierdził, że projektując wieżę zainspirował się między innymi "fallicznym kształtem" góry Montserrat, która znajduje się w okolicach Barcelony.




W Hiszpanii jak to w Hiszpanii,  na wzgórzu Tibidabo, zaraz przy kościele, (dosłownie obok!), zbudowano wesołe miasteczko, zresztą najstarsze w Europie (1901 r.), taka typowa hiszpańska mieszanka sacrum z profanum ;)






























                       Z diabelskiego młyna widoki na Barcelonę są po prostu obłędne.





























Słynny kościół Najświętszego Serca (Sagrat Cor), mimo, że wzorowany na francuskim Sacre - Coeur, zdaje się bardziej przywodzić na myśl Brazylię niż Francję. A to wszystko za sprawą posągu Jezusa z uniesionymi rękami. Kościół można zwiedzać, płatny jest tylko wjazd na wieżę (2 euro). Bazylikę widać z każdej części Barcelony, przepięknie wygląda szczególnie w nocy, gdy jest podświetlony. Gdy się przyjrzycie kościołowi, dostrzeżecie, że to nie jest jedna świątynia, tylko dwie. Dolna, ciemniejsza jest zwana Kryptą, a górna jasna wybudowana na niej, zwana Bazyliką. 










Jeśli mało nam widoków możemy też wjechać na wieżę telewizyjną (Torre del Collserola), skąd panorama Barcelony, będzie jeszcze atrakcyjniejsza.


Zostawcie sobie trochę czasu na spacer po okolicy, jest miejsce na piknik, a i dla najmłodszych znajdzie się trochę atrakcji. Możecie nawet spędzić tam cały dzień jeśli będziecie chcieli poszaleć w nowocześniejszym parku rozrywki znajdującym się poziom niżej.


Wrócić można uroczą kolejką szynową (Funicular), nam burczało już w brzuchach i chcieliśmy koniecznie spróbować tradycyjnego katalońskiego deseru - kremu Crema Catalana (w smaku podobny do francuskiego Crème Brûlée).

Kolejka






























Co by nie mówić, Barcelona jest miastem niezwykłym, tam naprawdę jest co robić! W te kilka dni można zaledwie zobaczyć podstawowe atrakcje metropolii. Aby zwiedzić więcej trzeba tam po prostu trochę pomieszkać. Mimo, że post do krótkich nie należy, jest jeszcze tyle rzeczy, których nie opisałam.... tylko kto by to wszystko czytał ;)? Może jeszcze kiedyś powstanie post pod tytułem Barcelona dla ciekawskich i opiszę resztę atrakcji. Miejsca wyżej wymienione to po prostu top of the top katalońskich zabytków, których absolutnie nie można przegapić zatrzymując się tam chociażby na kilka dni. Mam nadzieję, że odnajdziecie w Barcelonie to, co ja odnalazłam ...... zachwyt! :)








2 komentarze:

  1. Super relacja - aż łza się w oku kręci wspominając te przepiękna miejsca - dzięki

    OdpowiedzUsuń